Moje pierwsze wspomnienie szopkarskie, stoję przy stole w kuchni u dziadka, blat stołu jest na wysokości mojego nosa. Dziadek Marian pokazuje mi ukończoną szopkę. Mój wzrok nie sięga wyżej niż ruchoma scenka na parterze. W środku obracają się piękne ozdobne sanie Świętego Mikołaja. Sam Święty Mikołaj siedzi na saniach, a worek pełen prezentów leży za nim z tyłu sań. Moje uczucie to jeden wielki zachwyt. Szopki mojego dziadka miały piękne kolorowe okienka, a za zdobionymi szybkami migało światełko. Wydawało mi się, że są to małe budyneczki, w których za chwilę zobaczę przechadzających się ludzi. Marzyłam, żeby wejść do środka szopki. Było to możliwe tylko w mojej wyobraźni, ale i tak miałam lepiej niż inne dzieci. Dziadek pozwalał mi dotknąć szopkę i obejrzeć od różnych stron. Na wystawie w muzeum było to przecież surowo zabronione. Przede wszystkim jednak wiedziałam, że nie jest to rzecz ze sklepu, lecz szopka została zbudowana rękoma mojego dziadka.
Marzena Dłużniewska
Poważnie szopkarstwem zajęłam się w wieku 19 lat zdobywając od razu pierwszą nagrodę w organizowanym przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa Konkursie Na Najpiękniejszą Szopkę Krakowską. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że swoją przyszłość tak mocno powiąże z szopkarstwem. Od tamtej chwili staram się regularnie brać udział w konkursie. Dziś już wiem, że szopka jest dla mnie bardzo ważna. Nawet, gdybym znalazła się na bezludnej wyspie, bez tektury, staniolu i kleju pewnie starała bym się zbudować szopkę z drewna i kamieni.
Warsztatu szopkarskiego nauczył mnie mój dziadek Marian Dłużniewski. Odkąd pamiętam przyglądałam się jego pracy nad szopką krakowską. Od dziadka dostałam pierwsze narzędzia w jego pracowni. Zamiast kucyki Pony brałam do ręki nożyk i wycinałam tekturę, bawiłam się lutownicą, heblowałam, wkładałam deski w imadło i cięłam własną małą piłą. Wydaje mi się, że szopkarstwa najlepiej uczyć się pod okiem starszego mistrza szopkarskiego, jak w średniowiecznym cechu rzemieślniczym. Szopkarstwo krakowskiego wymaga od twórcy całego wachlarza umiejętności i wiedzy z wielu dziedzin. To nie proste przenoszenie brył architektonicznych zaczerpniętych z krakowskich zabytków. Szopka inspiruje do zagłębienia się w architekturę, historię sztuki, folklor i etnografię, ale też w elektronikę, stolarkę czy lalkarstwo. Mogę śmiało stwierdzić, że szopka nieustannie mnie rozwija.
Wiedzę i umiejętności przekazane przez dziadka przekazuję mojej córce Emilii, która swoją pierwszą szopkę konkursową wykonała w wieku pięciu lat. Obserwuję, że jej warsztat cały czas się rozwija. Chciałabym, żeby podtrzymała rodzinną tradycję.
Spiesząc przez Kraków wpadają mi do głowy nowe pomysły na kolejne szopki. Zastanawiam się, ile z nich życie umożliwi mi zrealizować. Mam już tak wielu projektów. W Konkursie szopek krakowskich, który daje nam, wszystkim szopkarzom ciągłą energię do pracy nad kolejnymi dziełami, nie spotka się nigdy dwóch takich samych szopek. Podobnie jak nie ma dwóch jednakowych płatków śniegu.